czwartek, 22 października 2009

O. Bertrand Wilberforce OP - o modlitwie

O. Bertrand Wilberforce OP (†1904) - wieloletni mistrz duchowy kilku pokoleń dominikanów. Jego rozważania o modlitwie i życiu duchowym są skarbem duchowości dominikańskiej. Znany jest też jako tłumacz literatury duchowej, szczególnie prac Ludwika Blois, św. Ludwika Bertranda, św. Katarzyny Ricci.


MODLITWA

I
MODLITWA OGÓLNIE

CAŁE życie duchowe polega szczególnie na dwóch wielkich obowiązkach, obydwa z nich, lecz szczególnie ten pierwszy, powinny być stałe i nieprzerwane - są to Modlitwa i Umartwienie.
To są właśnie dwa skrzydła, na których mamy wzlecieć ku Niebu, bez obu postęp jest niemożliwy. Z tych dwóch zajmiemy się i będziemy rozważać to pierwsze. Modlitwa jest najszlachetniejszym i najbardziej boskim narzędziem doskonałości i zjednoczenia z Bogiem i tylko przez modlitwę możemy osiągnąć cel naszego Stworzenia i Odkupienia - zjednoczenie duchowe z Bogiem, naszym Stworzycielem i Odkupicielem.
Modlitwa, o której szczególnie będziemy tu mówić i którą tu przedstawimy to ta, która jest znana jako Modlitwa Afektywna [in. modlitwa serca - przyp. Tłum.], przez którą nasze dusze ofiarują, dają i poświęcają się i wszystko, co mają i co są winny Bogu, okazując Mu całą swoją miłość, posłuszeństwo, uległość, dziękczynienie itd.
MODLITWA jest określana jako “wzniesienie umysłu ku Bogu”, a przez podnoszenie czy uniesienie umysłu rozumiemy czynienie aktów, przez które dusza usiłuje osiągnąć, przez które wyraża albo w których przynajmniej pośrednio zawiera:
I. Zupełną zależność od Niego jako Stwórcy i Źródła wszelkiego dobra.
II. Wolę i gotowość aby Mu oddać całkowicie to, co Mu się należy; tj. całą miłość, posłuszeństwo, uwielbienie, chwałę i dziękczynienie, upokarzając i unicestwiając siebie i wszystkie stworzone rzeczy w Jego Obecności.
III. Pragnienie i intencję dążenia do zjednoczenia duchowego z Nim. Te rzeczy są zawarte w każdej prawdziwej modlitwie.
Modlitwa więc jest najdoskonalszą i najbardziej boską czynnością, do jakiej jest zdolny człowiek; jest to jedyna najważniejsza czynność, do której wypełnienia dusza została stworzona, ponieważ dusza została stworzona do zjednoczenia z Bogiem, a modlitwa jest jedynym środkiem tego zjednoczenia. Bez modlitwy żaden inny środek nie jest skuteczny. Dlatego też ze wszystkich innych obowiązków i dobrych dzieł jakie mogą zostać wykonane, to Modlitwa przede wszystkim jest bezwarunkowo potrzebna.
Następne rozważania, których jest sześć, wystarczają do pokazania Konieczności Modlitwy.
1. Jedynie przez modlitwę, przez którą miłość jest wszczepiona, wzmocniona i powiększona, możemy się zjednoczyć z Bogiem, w którym zamyka się wszelkie dobro. Oddzieleni od Niego mamy jedynie nas samych, zepsucie, nicość, nędzę.
2. Jedynie przez modlitwę każda łaska, nasze jedyne dobro, zostaje (a) pozyskana, (b) zachowana, (c) przywrócona, jeśli mamy nieszczęście ją utracić. A to dlatego, że, by uzyskać łaskę, musimy uciec się do Źródła łask i dobra; tym zaś źródłem jest Bóg. A uciekać się do Niego możemy jedynie przez modlitwę.
3. Jedynie przez modlitwę możemy uczynić świętymi zewnętrzne rzeczy, czyniąc je środkiem jednoczącym nas z Bogiem. Dzieła żarliwości, miłosierdzia, zwykłe czynności codziennego życia mogą stać się naprawdę dobrymi i godnymi przyjęcia przez Boga jedynie w tym stopniu, w jakim są ożywione przez wewnętrzną modlitwę.
4. Ta modlitwa ćwiczy wszystkie cnoty. W jaki sposób? Ponieważ dobry uczynek jest zasługą jedynie wtedy, gdy jest rozpoczęty i skierowany ku Bogu przez wewnętrzne poruszenie duszy, a to wewnętrzne poruszenie to modlitwa. Skłaniać się wewnętrznie do ofiarowania czynności Bogu przez miłość jest więc aktem modlitwy.
5. Prawdziwa modlitwa jest nie do pogodzenia z grzechem do tego stopnia, jak nic innego nie jest i nie może z nim być w sprzeczności. Dusza o woli przywiązanej do grzechu może robić wszystko inne, na przykład pościć, dawać jałmużnę, łączyć się z oficjum w chórze, zachowywać milczenie, odwiedzać chorych, słuchać przełożonych, słuchać czy odprawiać Mszę, itd., ale prawdziwa duchowa modlitwa i przywiązanie do grzechu są zupełnie nie do pogodzenia i wzajemnie się niszczą. Powód tego jest taki, że wewnętrzna modlitwa jest nawróceniem i zjednoczeniem woli z Bogiem; grzech odwraca i oddziela wolę od Boga. Dlatego te dwie rzeczy, będąc sprzecznymi ze sobą, nie mogą ze sobą współistnieć, jedna musi niszczyć drugą.
6. Modlitwa jest jedynym najlepszym lekarstwem i pocieszeniem we wszelkich nędzach, czy to duszy, jak strapienia, wina, wyrzuty sumienia, strach itp., czy to ciała, jak ból, bieda, śmierć itp. Jedynym lekarstwem i pocieszeniem w tych wszystkich cierpieniach jest wzniesienie się ponad nie, a to może się stać jedynie przez zjednoczenie duszy z Bogiem, zjednoczenie, które niesie ze sobą czysta modlitwa.
Trzy wnioski wypływają z tych prawd.
1. Dotyczące Boga;
2. dotyczące diabła;
3. dotyczące nas samych.

1. Bóg daje nam szczególne przykazania dotyczące modlitwy, choć nie czyni tego w stosunku do żadnego innego obowiązku, poza miłością, która jest przedmiotem modlitwy. Mamy nakazane, by zawsze się modlić, jako że jest to rzecz konieczna. “Powinniśmy zawsze się modlić i nigdy nie ustawać” (Łukasz XVIII, 1).
2. Diabeł, pragnąc naszego upadku, kieruje wszystkie swe wysiłki po to, byśmy nie doceniali modlitwy, by nam ją obrzydzić, by nas przekonać, że jest daremna; zbyt trudna, niemożliwa, niekonieczna - bo jeśli może zgasić ducha modlitwy, może też oddzielić nas od Boga; albo raczej o ile może nas skłonić do zaniedbywania i opuszczania modlitwy wewnętrznej, o tyle istotnie oddala nas od Boga.
3. My sami musimy wiedzieć, że modlitwa jest tą rzeczą, o którą w każdym czasie i we wszystkich okolicznościach powinniśmy zawsze się troszczyć, którą powinniśmy praktykować nieustannie z energią, w której stanowczo powinniśmy wytrwać, gdyż cała nasza nadzieja, całe nasze dobro opiera się jedynie na modlitwie. Powinniśmy mieć jeden cel i jedno zajęcie w tym życiu, to znaczy ćwiczyć się i wzrastać w miłości przez wewnętrzną modlitwę; innymi słowy, powiększać w nas spokojne lecz mocne postanowienie podobania się Bogu przez stałe i nieustannie szczersze wznoszenie naszego umysłu ku Niemu; wola przy woli, umysł przy umyśle, serce przy sercu.
Modlitwa została opisana przez Ojca Bakera jako “czułe poruszenie rozumnej duszy ku Bogu.”
Z tego wypływają dwie konsekwencje:
1. Modlitwa samych słów to nie modlitwa. Modlitwa wymaga wewnętrznej uwagi i uczucia duszy, ale wcale niekoniecznie co do znaczenia wymawianych słów. Inaczej mówiąc ustna modlitwa, która nie jest myślna, nie jest modlitwą.
2. Najważniejszą wypływającą z tego konsekwencją jest to, że myślenie, ćwiczenie umysłu, rozumowanie, rozważanie o prawdzie wiary, albo rozmyślanie nad tematem nie jest samo przez się modlitwą, ale jedynie przygotowaniem do modlitwy, pobudką do modlitwy, gdyż modlitwa jest jedynie bezpośrednio odprawiana przez wolę albo czułe przylgnięcie i zjednoczenie z Bogiem.
Nie istnieje więc nic takiego, jak jedynie ustna modlitwa, nikt też nie powinien popełnić tego błędu z powodu podziału modlitwy na ustną i myślną. Jedynie ustna modlitwa jest tym złudzeniem modlitwy, o której Bóg mówi: “Ten lud czci Mnie ustami, lecz jego serce jest daleko ode Mnie. Na próżno Mnie czczą.”
Ale rozróżnienie ma swoje właściwe znaczenie, chociaż bowiem każda modlitwa musi być myślna, by w ogóle być modlitwą, niektóre modlitwy są również ustne, niektóre jedynie myślne, bez żadnej formy słów i ich dźwięku, a nawet, więcej, modlitwa może istnieć jako milczące wzniesienie się woli ku Bogu, bez żadnych wyrażonych wewnętrznych słów czy określonych myśli.

II
MODLITWA USTNA

CZASAMI modlitwa ustna może być narzędziem prowadzącym duszę do kontemplacji.
Dawniej wielu dochodziło do kontemplacji przez modlitwę ustną, łącząc z nią (1) skrajne skupienie i samotność, (2) surową abstynencję, (3) ogromną czujność na modlitwie.
Ale my, nie będąc w tych warunkach, musimy dopełniać ich przez codzienne, ustalone ćwiczenie myślnego skupienia, by dojść do stanu skupienia. Jeśli Bóg powołuje duszę do kontemplacji przez modlitw ustną, musi ona -
1. Praktykować też większe oderwanie od wszystkiego i umartwienie niż to, jakie jest konieczne na drodze modlitwy myślnej. A to dlatego, że ustna modlitwa nie jest tak głęboka i wewnętrzna i nie daje tyle światła do kierowania uczuciami.
2. Spędzać na niej więcej czasu, ponieważ jej skuteczność jest mniejsza.
3. Jeśli Bóg ją pociągnie do wewnętrznej modlitwy pragnień, być zawsze gotową, by natychmiast pójść za tym natchnieniem.
4. Jeśliby dusza była prowadzona (jest to bardzo rzadkie) jedynie drogą modlitwy ustnej, jest to bezpieczna droga, mniej wystawiona na złudzenia, mniej mogąca zaszkodzić umysłowi itd.
Ale skoro w dzisiejszych czasach to droga prawie nieznana, modlitwa myślna jest konieczna. Dusze również nie powinny ulegać pokusie, by porzucać modlitwę myślną dla ustnej, nawet jeśli ustna modlitwa byłaby “prosta i bez rozproszeń”, a myślne skupienie “trudne i rozproszone.” Wytrwaj, a to się zmieni. Prawie tylko cud może sprawić, że ustna modlitwa dusz niedoskonałych zamieni się w kontemplację. Nagła, mająca pozory kontemplacji, modlitwa, musi być traktowana z wielką podejrzliwością.
Na początku duchowej drogi ustna modlitwa jest dobra:
1. Dla tych, którym nie udaje się rozważanie
2. Dla innych, jeśli podnosi i polepsza ich uwagę wobec Boga, pod warunkiem, że prowadzi do modlitwy wewnętrznej, kiedy są do niej przygotowani. Ustna obowiązkowa modlitwa, publiczna czy prywatna, zawsze musi być odmówiona.
Trzy rodzaje uwagi.
Niektóre rodzaje uwagi są konieczne dla każdej modlitwy.
1. Uwaga umysłu co do znaczenia wymawianych słów, zmieniających się z każdym wersetem itp. Jest to najniższy stopień uwagi i im dusza jest bardziej niedoskonała, tym jest to łatwiejsze.
2. Przyjść na ustną modlitwę, np. Boskie Oficjum, z pewnym czynnym uczuciem duszy wobec Boga, albo pozwolić ustnej modlitwie podnieść serce, i tak pozostać, w tak głębokim skupieniu, jak to tylko możliwe, nie odnosząc się do zmieniającego się sensu. Jest to o wiele doskonalsze, jest to bowiem uwaga skupiona na Bogu i zjednoczenie uczuć z Nim, co jest celem każdej modlitwy. Nikt nie powinien porzucać tej formy pierwszego skupienia.
3. Niektóre dusze w bliskim zjednoczeniu z Bogiem są zdolne do głębokiego skupienia i zjednoczenia z Bogiem, a jednak zwracają uwagę na znaczenie słów; nie przeszkadza im to w zwiększeniu i uproszczeniu tego wewnętrznego zjednoczenia. Jest to jak najdoskonalsze i niezwykłe.

III
WEWNĘTRZNA MODLITWA AFEKTYWNA

MYŚLNA albo WEWNĘTRZNA modlitwa jest albo:
Niedoskonała albo nabyta: Doskonała i wlana.
Doskonała i wlana modlitwa to kontemplacja, niedoskonała, nabyta i czynna to przygotowanie do kontemplacji, która jest celem i przedmiotem wszystkich duchowych ćwiczeń.
Konieczność wewnętrznej i afektywnej modlitwy, która jest jedynym skutecznym środkiem doskonałego zjednoczenia ducha z Bogiem, tj. kontemplacji.
Kardynał Bellarmine (in Ser fer 2, Rogat), mówi: “To, wierzę, mogę najpewniej i najzupełniej szczerze oświadczyć, że bez pilnego przestrzegania wewnętrznej modlitwy nikt nigdy nie stanie się prawdziwie duchowym człowiekiem, ani nie osiągnie żadnego stopnia doskonałości. Wielu często przystępuje do sakramentów, a przecież pozostają równie niedoskonałymi, co przedtem. A nawet wielu zakonników i księży czyta Pismo, przyjmuje Komunię i często odprawia Mszę, może nawet codziennie, a przecież brak im pobożności i Ducha Bożego, zimni są w Miłości, pełni miłości do rzeczy próżnych, pełni niecierpliwości, zazdrośni i pełni nieuporządkowanych pragnień. Dlaczego? Ponieważ nigdy poważnie nie wstępują do swoich serc przez ćwiczenia straży wewnętrznej i prawdziwą wewnętrzną modlitwę.”
To samo można powiedzieć o niektórych zakonnikach, którzy powinni być bardziej kontemplacyjnymi, którzy, przez swoją profesję, powinni dążyć do kontemplacji, ale którzy mylą się, co do drogi, jaką idą.
Wyobrażają sobie, albo tak postępują, jakby sobie wyobrażali, że mogą osiągnąć zjednoczenie z Bogiem przez doskonałe wypełnienie zewnętrznych obserwacji, uroczystych oficjów itp., połączonych z wewnętrzną modlitwą dyskursywną. Te rzeczy są dobre jako niższe i niedoskonałe przygotowanie do prawdziwej modlitwy. Ale jeśli zakonnik przy tym pozostanie, przy zewnętrznych obserwacjach i medytacji, niewielka wewnętrzna poprawa i uproszczenie duszy z tego wypłynie. Gdyż te czynne ćwiczenia szybko tracą całą moc, jeśli dusza nie idzie od nich do prawdziwie oświecających ćwiczeń wewnętrznej uczuciowej modlitwy. Ta modlitwa jest modlitwą serca i woli, spokojnie i w ciszy się odbywa, ale przez dobre poruszenia serca, nie zaś przez rozumowanie.
Wewnętrzna uczuciowa modlitwa góruje nad ustną oraz nad rozmyślaniem dyskursywnym na wiele sposobów. Ponieważ jedynie przez taką modlitwę doskonale dochodzi się do naszego zjednoczenia duszy z Bogiem; ponieważ przez nią wola, wraz ze wszystkimi siłami I uczuciami duszy, zatapia się w Bogu.
Ponieważ przez nią dusza wkracza głębiej w Boga i o wiele bardziej jest przez Niego, zdrój światłości, oświecana. Wtedy odkrywa swoje niedoskonałości, nieczystość intencji, nieuporządkowane uczucia.
Ponieważ łaska i siła do praktykowania wszystkiego, co poznajemy jako Wolę Bożą zostają uzyskane przede wszystkim dzięki takiemu rodzajowi modlitwy.
Przez błaganie, zgodnie z Bożymi obietnicami.
Przez bezpośrednią skuteczność samej takiej modlitwy. Ponieważ, dobrze zrozumiana, taka modlitwa zawiera usposobienie do wszystkich cnót. Dlaczego? Dlatego że, po pierwsze, cnota i zasługa wszelkich zewnętrznych rzeczy pochodzi od wewnętrznej duszy, ćwiczącej się w miłości i czystości intencji, a to odbywa się przez wewnętrzną modlitwę afektywną: ponadto, każde wewnętrzne ćwiczenie się w cnocie jest i staje się bezpośrednio modlitwą ducha, to znaczy, że wewnętrzna pokora na przykład jest wtedy, kiedy dusza widzi swoją nicość i przylega do Boga, swojego jedynego dobra. A skoro przyzwyczajenia kształtują się przez powtarzanie pojedynczych aktów, tak nieustanne wewnętrzne uczucie utworzy nawyki wszelkich cnót.
Wytrwać w tej modlitwie to powszechne umartwienie głębszego i doskonałego rodzaju. Gdyż wola zmusza naturę i wyższe siły duszy do pozostawienia tego, co im się podoba, a do oddania uczuć Bogu, jakkolwiek mogłyby czuć przy tym ćwiczeniu wstręt. Święty Jan Chryzostom mówi: “Jest niemożliwe, by ten, który z prawdziwą troską i czujnością się modli, mógł kiedykolwiek zgrzeszyć.”
Ponieważ ta wewnętrzna afektywna modlitwa jest jedynym ćwiczeniem, któremu nie może zabraknąć czystości intencji. Posty, obowiązki, chór itp., to może pochodzić z pociągu naturalnego. W istocie więc, wszelka cnota pochodzi od wewnętrznej afektywnej modlitwy, to jest, gdy wola trwa w Bogu przez miłość. A jeśli jakakolwiek próżna czy samolubna intencja kogoś popchnie do modlitwy woli, to można będzie odkryć, i o ile nie zostanie odrzucona, w takiej modlitwie nie osiągnie się postępu.
Ponieważ wewnętrzna afektywna modlitwa sprawia, że inne czynności także się stają modlitwą. Bez tego modlitwa ustna jest pustym dźwiękiem, rozważanie natomiast marnym umysłowym ćwiczeniem. Bóg pragnie naszej woli, uczuć, serc, a bez nich ani nasze języki ani nasze ręce nie mają przed Jego Obliczem żadnej wartości. “Będziesz miłował Pana, Boga Twego”…, “Synu, daj mi serce twoje”. “Ten lud czci Mnie ustami, ale ich serca daleko są ode Mnie”. Jedyną pożyteczną uwagą w modlitwie jest uwaga serca, rozumianego jako stolica miłości. Uwaga samego tylko umysłu jest niczym, inaczej nauka wszelkich rzeczy świętych byłaby modlitwą.
Uwagi nie może zabraknąć w wewnętrznej afektywnej modlitwie, skoro sama uwaga jest przez siebie modlitwą. Gdy tylko umysł zaczyna się błąkać, modlitwa ustaje.
Rozważając te sześć zalet wewnętrznej afektywnej modlitwy, dochodzimy do dwóch wniosków:
Dusza o prawym umyśle i dobrej woli musi zrozumieć, że nie powinna się zatrzymywać przed niczym, aby osiągnąć tak nieoceniony skarb.
Przełożeni zakonni winni wiedzieć, że nic tak nie należy do ich obowiązków, jak upewnienie się, że ich podlegli zostali o tym dobrze pouczeni i przyzwyczaili się do tej modlitwy. Święty Bernard mówi: “Niech początkujących naucza się, jak się modlić w sposób duchowy, o ile to możliwe porzucając wszelkie ciało i cielesne przedmioty, gdy myślą o Bogu.”
Tak też Opat Nilus, uczeń Świętego Jana Chryzostoma, mówi: “Szczęśliwa ta dusza, która, kiedy się modli, opróżnia się całkowicie z wszelkich obrazów i form; szczęśliwa dusza, która modli się żarliwie i bez rozproszeń; taka dusza wzrasta codziennie w miłości i pragnieniu Boga; szczęśliwa dusza, która, gdy się modli, jednocześnie porzuca używanie zmysłów i traci zainteresowanie do wszystkiego prócz Boga.” Ale wiele wysiłków a i długie zmagania są konieczne, aby dojść do takiej czystości w modlitwie, aby pokonać przeszkody ze świata, samego siebie, a i diabła, o którym Opat Nilus mówi: “Cała wojna pomiędzy nami i demonami toczy się o nic więcej, jak o modlitwę.” (źródło: dominikanie.com)

Kanonizacja bł. Francisco Coll y Guitart

11 października 2009 Ojciec święty Benedykt XVI dokonał w Rzymie kanonizacji bł. Francisco Coll y Guitart

Francisco Coll (czyt. Koii) y Guitart urodził się 18 maja 1812 w Gombren, Gerona (w narzeczu katalońskim Girona). Czasy w których dane mu było urodzić się i żyć były wyjątkowo ciężkie dla Hiszpanii. Nie tylko zresztą dla Hiszpanii. Rewolucja Francuska pod kłamliwymi hasłami wolności, równości i braterstwa przyniosła wiele cierpień Europie, a szczególnie Kościołowi Świętemu, przeciwko któremu walczono w imię „dobra i oświecenia ludu”. Hasło „wojna pałacom - pokój chatom” miało przekonać ludzi, ze dla ich dobra niszczony jest porządek, niszczony jest Kościół i :”zabobony’.

Wojska francuskie „niosły pokój” krajom ościennym, wszędzie jednak wybuchały powstania o zabarwieniu katolickim i narodowym. Ilość powstań w samej Hiszpanii na przestrzeni 30 lat oblicza się na około 2000. To właśnie hiszpańska guerrilla (partyzantka) pierwsza zadała poważny cios Wielkiej Armii Napoleona.

Hiszpański historyk José Luis Comellas oblicza, że na skutek działań „przyjaciół Rewolucji Francuskiej” i najazdów wojsk francuskich, a potem napoleońskich w latach 1791- 1820 liczba zakonników spadła na przestrzeni trzydziestu lat 1791-1820 o 36% (z 52 do 33,5 tys.), a w ciągu zaledwie trzech lat rewolucji 1820-1823 zmalała ona o kolejnych

22%, osiągając 26,3 tys., czyli połowę stanu sprzed 1791.

Przypomnijmy - w roku 1807 Hiszpanię zajęły francuskie wojska okupacyjne. W latach 1808 -1810 w krwawo stłumionym przez Napoleona powstaniu zginęło co najmniej 100.000 Hiszpanów, pośród których wielu zakonników. Upadek Napoleona nie oznaczał jednak koniec prześladowań Kościoła. Fala rewolucyjna, dalej rozlewała się niosąc ze sobą mordy i nienawiść.

Wybitnie antykościelny charakter miały działania zbrojne w roku 1834. Zamykano i palono klasztory, zabijano zakonników i zakonnice, konfiskowano ich dobra; tylko 17 lipca zamordowano w Madrycie stu zakonników. Rok później wydalono z Hiszpanii wszystkich jezuitów, a zaraz potem zamknięto wszystkie klasztory liczące mniej niż 12 zakonników. W 1836 ogłoszono kasatę wszystkich zakonów męskich, oraz żeńskich liczących mniej niż 20 zakonnic. W sumie eksklaustrowano 23.935 zakonników. Wydano zakaz przyjmowania nowych kandydatów. Rok później przyjmowanie święceń kapłańskich uznano za przestępstwo. W roku 1840 skonfiskowano wszystkie dobra kościelne. Od kapłanów zażądano przysięgi na wierność rządowi.

W takiej sytuacji historyczno politycznej przyszło żyć i działać Franciszkowi Coll.

Urodził się, jak już wspomnieliśmy, w Gombren (Gombrena). Jego rodzice to Pietro Coll Portell i Maddalena Guitard. Rodzice zajmowali się gręplowaniem wełny. Na chrzcie świętym otrzymał imiona Francesco Giuseppe Michele. Był najmłodszym z dwanaściorgu dzieci. Miał ośmiu braci (trzech z pierwszego małżeństwa ojca) i trzy siostry, które zostały zakonnicami.

Ojciec obumarł go, gdy miał cztery lata. Po śmierci ojca, matka sama wychowywała dzieci i przygotowywała do życia chrześcijańskiego. Coll uczęszczał do szkoły w swojej miejscowości. Bierzmowany był w wieku 6 lat, a pierwszą Komunię świętą otrzymał w wieku dziesięciu lub dwunastu lat, zgodnie z ówczesnym zwyczajem.

Był dzieckiem żywym i ruchliwym, chętnie oddającym się zabawie, lecz wykazywał wyraźne oznaki powołania kapłańskiego. Dlatego jego matka, w wieku około jedenastu lat wysłała na nauki do seminarium w Vic (Vich, Katalonia). Ze względu na brak jakichkolwiek środków finansowych, musiał zamieszkać u pewnej rodziny w odległej o godzinę drogi od Vic miejscowości, gdzie nauczał dzieci czytania i katechizmu. Codziennie idąc i wracając ze wsi do miasta, zatrzymywał się w klasztorze, by zjeść darmową zupę.

Pewnego dnia, przechodząc przez miasto, miał dziwne spotkanie. Jakiś tajemniczy nieznajomy stanął na jego drodze i mu powiedział: Coll, ty musisz zostać dominikaninem!

Coll udał się do klasztoru dominikanów w Vic i opowiedział o swoim spotkaniu. Dominikanie zapytali go, czy ma na tyle pieniędzy by móc pokryć wydatki, związane z nowicjatem. Nie miał on ani jednego peseta.

Przypadkowo w czasie rozmowy z dominikanami w Vic obecny był pewien dominikanin z Gerony i pewien świecki, ci dwaj poradzili mu udać się do Gerony, ponieważ w tamtejszym klasztorze przyjmują i bez pieniędzy. Poszedł więc pieszo i bez pieniędzy do Gerony, gdzie został przyjęty i obleczony. Tam dostał solidną formację zakonną i teologiczną. Tak doszedł do święceń subdiakonatu. Został dopuszczony do diakonatu, lecz dekret z 10 sierpnia 1835 roku zmusił zakonników do eksklaustracji.

Coll zdecydował się wrócić do swojej wioski. Po drodze wpadł w ręce rewolucjonistów, którzy przez pewien czas go przetrzymywali w areszcie. Następnie udał się do Vic, gdzie ukończył studia w tamtejszym seminarium i 19 grudnia 1836 otrzymał święcenia kapłańskie w kaplicy pałacu biskupiego w Solsona. Prymicję odprawił w kaplicy San Giorgio w majątku rodzinnym familii Puigallosas, a następnie przez jakiś czas sprawował tam posługę kapłańską. Potem został skierowany do parafii Artes, gdzie szybko zyskał szacunek i zaufanie wiernych. Następnie został przeniesiony do miasta Moyo, gdzie wojna zostawiła straszliwe żniwo. Tam udało mu się kazaniami i nauką załagodzić wzajemną nienawiść mieszkańców.

Zdając sobie sprawę, że jego misja nie może ograniczać się do zakresu parafii, poprosił ordynariusza o zgodę na opuszczenie parafii, by poświęcić się całkowicie posłudze głoszenia. Po uzyskaniu zgody, udał się pieszo kolejno do wszystkich parafii Katalonii. Wszędzie był słuchany chętnie. I tak na przykład w Belaguer, gdzie Coll głosił kazania w czasie Wielkiego Postu, wierni nie mogli zmieścić się w kościele, musiał więc głosić na placu.

Owoce jego głoszenia były trwałe. Tam, gdzie głosił, mieszkańcy zmieniali swoje życie, wzrastała moralność, łagodziły się obyczaje. Z tego powodu św. Antoni Claret, który był jego wielkim przyjacielem, otrzymał dla niego z Rzymu tytuł misjonarza apostolskiego.

Chociaż często musiał podróżować, by głosić misje i rekolekcje, w 1850 roku ostatecznie zamieszkał w Vic i 6 listopada tego roku został mianowany Dyrektorem Trzeciego Zakonu Dominikanów w całej Katalonii. To pomogło mu rozeznać się lepiej w sytuacji i widząc ogromne braki w edukacji i katechizacji u młodych kobiet założył Zgromadzenie Dominikanek od Zwiastowania, zwane Anuncjatki - skrót DA (15 sierpnia 1856). Celem zgromadzenia było zapewnienie wychowania i kształcenia młodzieży. Początkowo założył Fraternię Trzeciego Zakonu Dominikańskiego, składająca się z sióstr, przeznaczonych do nauczania szczególnie biednych i zaniedbanych dziewcząt i kobiet. Nazywały się one zwyczajnie - Siostry Tercjarki Dominikańskie, potem przyjęły nazwę Dominikanki od Wcielenia, by ostatecznie - w roku 1884 - nazwać się Dominikankami od Zwiastowania.

Coll nie tylko opracował Regułę dla sióstr, ale również osobiście się zaangażował w ich formację i wykształcenie. Wraz z profesorami z Seminarium z Vic wykładał u nich teologię i inne przedmioty, tak by zapewnić im najwyższy poziom kulturowy i religijny.

Do nauki przywiązywał wielka wagę. Czytamy w Regule:

Nakazuję wam, byście codzienna naukę traktowały z takim samym obowiązkiem i powagą jak i święta modlitwę (Reguła, rozdz. II).

Po otrzymaniu solidnej nauki, siostry zdawały egzaminy i ta, która zdała egzamin na stopień, równy obecnie stopniowi magistra, była kierowana do utworzenia szkoły, gdzie stawała się nauczycielka i mistrzynią formacji. Szkoły te tworzono na wniosek parafii lub gminy. Nauczano tam dziewczęta i kobiety.

W roku 1869, Coll odmówił złożenia przysięgi na liberalną konstytucję. W tym samym czasie siostry straciły prawa do nauczania. Część szkól przemieniło się w domy Zgromadzenia. Sam Coll otworzył około pięćdziesięciu domów - szkół. Dziś Zgromadzenie rozprzestrzeniło się na Europę i Amerykę.

Siedem sióstr tego Zgromadzenia zostało uznanych jako męczenniczki wojny domowej w Hiszpanii w 1936 roku.

Mimo przymusowej eksklaustracji, mimo to, że całe życie Coll spędził poza murami zakonnymi, został on do końca dominikaninem. Nigdy nie rozstawał się z habitem, który kochał i o którym mówił, że ciągle uświadamia mu gdzie jest źródło jego siły duchowej. Choć podlegał lokalnemu biskupowi, nigdy nie występował do niego z prośbą o pozwolenie na dokonanie tej czy innej inicjatywy, jeśli uprzednio nie uzyskał zgody swoich dominikańskich przełożonych.

Z biegiem czasu prześladowania religijne nieco osłabły, ale Coll nie mógł powrócić do klasztoru, bowiem po prześladowaniach w Hiszpanii zostało czynnych tylko trzy klasztory, wszystkie z dala od Katalonii

Przez trzydzieści lat nie zaprzestał głoszenia kazań. 2 grudnia 1869 w czasie głoszenia kazania w miejscowości Salento, doznał apopleksji i utrącił wzrok. To był początek stałego pogarszania się jego zdrowia. Mimo to jeszcze głosił kazania. Po czwartym ataku zaczął cierpieć na zaburzenia pamięci.

Padre Coll zmarł w czasie kolejnego ataku w wieku 62 lat, 2 kwietnia 1875, w Vic. Opłakiwany przez siostry i tysiące wiernych, został pochowany na cmentarzu w Vic.

W 1888 jego szczątki zostały przeniesione do nowego kościoła Zgromadzenia Sióstr Dominikanek od Zwiastowania w Barcelonie, gdzie spoczywają do dziś.
Beatyfikował go Jan Paweł II 29 kwietnia 1979. Jego święto obchodzone jest 2 kwietnia. (źródło: dominikanie.com)